„Wiek Rekonstrukcji czyli odbudowa zachodniej cywilizacji” - przemówienie Douglasa Murraya na ARC 2025
Informacje podstawowe
Data nagrania: 18 lutego 2025
Typ: Przemówienie
Mówca: Douglas Murray
Opis: W swoim wystąpieniu Douglas Murray proponuje koncepcję "Wieku Rekonstrukcji" jako odpowiedzi na epokę postmodernizmu i dekonstrukcjonizmu. Murray analizuje wyzwania stojące przed zachodnią cywilizacją, porównując różne podejścia do innowacji, administracji publicznej oraz stosunku do własnego dziedzictwa kulturowego. Zwraca uwagę na zjawisko dekulturacji społeczeństw zachodnich i tendencję do umniejszania wartości własnej tradycji. Przemówienie stanowi wezwanie do rozpoznania wartości zachodniej kultury oraz aktywnego uczestnictwa w jej odnowie i kontynuacji, nawet w pozornie niesprzyjającym środowisku.
Źródło: Obejrzyj oryginał
Treść przemówienia
Dziękuję, dziękuję i dzień dobry. Miło was wszystkich tutaj widzieć i dziękuję organizatorom ARC [przyp.tłum.: nazwa konferencji] za zaproszenie. Chciałbym zacząć od stwierdzenia, że wyzwanie, które Philippa i organizatorzy tej konferencji przed nami postawili, jest nawet większe niż to, co nam mówcom przekazano. To swego rodzaju wyzwanie na wyzwaniu – zostać zaproszonym, by być optymistą co do przyszłości ze zgliszcz Wschodniego Londynu. Chciałbym powiedzieć wszystkim zagranicznym gościom tej konferencji, że jeśli udacie się kilka mil od tego centrum konferencyjnego, znajdziecie urokliwe i historyczne miasto z wieloma zabytkami wartymi zobaczenia.
Jednym z pytań, które moim zdaniem zadaje sobie każda epoka, jest to, jak nazwać wiek, w którym żyjemy. Prawie każda epoka miała to pytanie. Ostatnio epoka modernizmu pytała, co następuje po modernizmie, a dość nieoryginalną odpowiedzią był postmodernizm. Postmodernizm oczywiście zrodził swoje dziecko – dekonstrukcjonizm, z którego nic nie wynikło. Chciałbym jednak zaproponować nazwę dla epoki, w której powinniśmy się znaleźć i którą ta konferencja może pomóc wprowadzić. Epoka rekonstrukcji. Powinniśmy być rekonstrukcjonistami. Dekonstrukcjoniści wiedzieli coś o tym, jak rozbierać rzeczy na części, ale jak dzieci z rowerami, nie mieli pojęcia, jak je z powrotem złożyć. Zadaniem ludzi takich jak ci w tej sali będzie więc próba odbudowania tej cywilizacji i cieszę się, że to jest jedna z rzeczy, dla których się tu zebraliśmy.
Chciałbym przedstawić dwa ogólne pomysły na to, co możemy zrobić, aby to osiągnąć. Najpierw pozwolę sobie podać przykład. Ponieważ jesteśmy w Wielkiej Brytanii i jest tu wielu Europejczyków, chciałbym odnieść się do faktu, że wydaje się już istnieć – nie w tej sali, ale szeroko w Europie – pewna pogarda dla innowacji, które pojawiają się w USA, zwłaszcza na poziomie rządowym. Słychać narzekania i jęki na przykład o próbach DOGE [przyp.tłum.: Department of Government Efficiency – Departament Efektywności Rządowej] nie tylko powstrzymania marnotrawstwa rządowego, ale faktycznego reformowania poprzez ujawnianie tego marnotrawstwa. Jedną z wielkich zalet DOGE do tej pory jest to, że nie tylko widzimy sposób, w jaki kraj taki jak Ameryka może zrównoważyć budżet, ale usuwając wszystkie te warstwy biurokracji i budżetu, odkrywamy pod spodem rodzaj zgnilizny, którą nasze społeczeństwa były skłonne tolerować po drodze.
Z tego co wiem, administracja w Waszyngtonie zamierza zająć się, po USAID [przyp.tłum.: United States Agency for International Development – Amerykańska Agencja Rozwoju Międzynarodowego], które uznano za tak zepsute, że trzeba było się go całkowicie pozbyć, Departamentem Edukacji. W Ameryce, podobnie jak w pozostałej części Zachodu, nie ma większego zadania do wykonania. W stanie Nowy Jork, gdzie spędzam większość czasu, średnie wydatki na ucznia w szkole państwowej wynoszą obecnie około 35 000 dolarów rocznie. Za tę sumę uczniowie od zerówki do liceum kończą edukację, z czego tylko około połowa osiąga podstawową umiejętność czytania i pisania, a połowa podstawową umiejętność liczenia. Nikt więc nie może nam powiedzieć, że problemem są pieniądze. Pieniądze nie są problemem. Można dalej rzucać pieniędzmi w ten problem i wciąż tworzyć coraz więcej analfabetów.
Chciałbym więc krótko wspomnieć o dwóch rzeczach, które moim zdaniem warto rozważyć. Pierwszą jest oczywiście innowacja. My w Europie i Wielkiej Brytanii powinniśmy uczyć się od Amerykanów, zamiast pogardzać ich doświadczeniem. Istnieją konkretne powody, dla których tak wiele tzw. jednorożców [przyp.tłum.: startupów wartych ponad miliard dolarów] pochodzi właśnie z Ameryki. To nie przypadek, że nieproporcjonalnie dużo ich wciąż powstaje właśnie tam. Muszą robić coś dobrze. Tymczasem w naszym kraju mamy sytuację, gdzie jedna piąta osób w wieku produkcyjnym po prostu nie pracuje. A my, pozostali podatnicy, dopłacamy do tego, by nie pracowali. Uważam to za ogromny narodowy skandal, którym nasze kolejne rządy nie chcą się zająć. Moim zdaniem jednym z głównych powodów tej przepaści w innowacyjności między Europą a Ameryką jest nasze podejście do ryzyka. W Ameryce wciąż funkcjonuje przekonanie, że życie z natury jest ryzykowne. Że sukces wymaga podjęcia ryzyka. Natomiast w większości krajów Zachodu popadliśmy w samozadowolenie, które jest efektem nadmiernie rozbudowanego państwa opiekuńczego.
Kiedy niedawno wróciłem do Wielkiej Brytanii, odkryłem, że wielka debata w UK dotyczyła tego, jak bardziej efektywnie uśmiercać starszych ludzi. I uderzyło mnie, że jedynym argumentem, jaki jakakolwiek minister z Partii Pracy mogła wysunąć przeciwko wprowadzeniu eutanazji w ramach NHS [przyp.tłum.: National Health Service – brytyjska publiczna służba zdrowia], było to, że nie sądziła, by NHS była zdolna do skutecznego przeprowadzania eutanazji. Wspomniałem wtedy w "The Spectator", że to jest błędne w jednym istotnym stopniu. NHS jest światowym liderem w zabijaniu starszych osób. Tyle że zabijają tylko tych, którzy nie chcą umierać. NHS, w którą kolejne rządy w tym kraju wlewają pieniądze, zawsze jest nam przedstawiana jako obiekt zazdrości świata, a mimo to oczywiście żaden z nas nie może dostać się na wizytę do lekarza pierwszego kontaktu.
Ale chciałem wspomnieć o jeszcze jednej głównej rzeczy i aby to zrobić, chcę się zastanowić nad czymś, co zaprzątało moje myśli przez ostatnie kilka lat. Spędziłem większość ostatnich kilku lat na Ukrainie i znacznie dłuższy czas na Bliskim Wschodzie, relacjonując tamtejsze wojny. Kiedy wróciłem do Wielkiej Brytanii w grudniu, wpadłem na przyjaciółkę-polityka z Westminster i wychwalałem zalety IDF [przyp.tłum.: Israel Defense Forces – Siły Obronne Izraela], z którymi byłem związany przez większość ostatniego roku w Gazie, Libanie i innych miejscach. A ona powiedziała do mnie: "Czy to nie niezwykłe, że nadzwyczajne wydarzenia wyłaniają tych nadzwyczajnych ludzi?" Wychwalałem wspaniałych młodych mężczyzn i kobiety z IDF, gdy walczą z kultami śmierci Hamasu i Hezbollahu. A ta polityk powiedziała do mnie: "To niesamowite, nieprawdaż, Douglas, że to młode pokolenie stanęło na wysokości zadania, odpowiedziało na pytanie, czy ich pokolenie jest gotowe na cywilizacyjne wyzwanie." I powiedziała, że niezwykłe jest to, jak wydarzenia wyłaniają ludzi.
A ja jej odpowiedziałem, że musimy nieco dostosować tę analizę, ponieważ to nie tylko nadzwyczajne wydarzenia wyłaniają nadzwyczajnych ludzi. To nadzwyczajne wydarzenia, gdy spotykają się z ludźmi, którzy zostali nadzwyczajnie dobrze wykształceni kulturowo. I mam na myśli to, że nie wystarczy, że cywilizacja czy pokolenie napotyka na definiujący moment. Chodzi o to, że kiedy to się dzieje, wiesz, o co walczysz. O to, że wiesz, iż walczysz o swoją wiarę, o swoją rodzinę, o swój naród, o swoją tradycję, o swój sposób życia i o wiele więcej.
Inteligentni ludzie czasem mówią bardzo głupie rzeczy. W niedawnym wywiadzie Yuval Noah Harari, autor "Sapiens", został zapytany, czy poleciłby jakąś książkę, którą ludzie mogliby przeczytać obecnie, aby zrozumieć nadchodzącą przyszłość. A on odpowiedział, że nie, nie przychodzi mu do głowy taka książka, ponieważ zmiany będą zachodziły niewiarygodnie szybko. A ja parę dni później na wydarzeniu w Jerozolimie powiedziałem, że to kompletna bzdura. Zmiany zawsze zachodziły. A jeśli chcesz książkę, która będzie cię prowadzić, to co powiesz na książkę, która prowadziła twoich przodków?
Aby to osiągnąć, musimy przejść do drugiej rzeczy, o której chciałem wspomnieć dziś rano, a która jest niezbędna dla odnowy cywilizacyjnej. Chodzi o umiejętność patrzenia wstecz. Cofnięcia się do źródeł. W ostatnich latach zmarnowaliśmy mnóstwo czasu. Naprawdę, ogromną ilość czasu. Zmuszono nas do poruszania się w żółwim tempie. Spędziliśmy lata na dyskusjach o najbardziej podstawowych kwestiach, które ludzkość znała od zawsze – kim są mężczyźni i kobiety? Dajcie spokój. Komu to było potrzebne? Problem w tym, że ma to swoją cenę. Zapłaciliśmy ogromny cywilizacyjny koszt za to, że musieliśmy dostosować się do tempa najwolniejszych uczniów w klasie.
Jedną z odpowiedzi na erę masowej migracji, o której napisałem wiele, było to, co określiłem jako dekulturację naszych społeczeństw. Idea, że aby powitać ludzi w naszych społeczeństwach, musimy skutecznie udawać, że jesteśmy nieciekawymi miejscami, nieważnymi miejscami, dopóki migracja nie uczyni nas interesującymi. I chciałbym wspomnieć tu analogię, którą mój przyjaciel Eric Weinstein, który przyjechał dziś z Los Angeles, podsunął mi jakiś czas temu. Powiedział, że jako chłopiec miał wrażenie, że lody to coś, czego bazowym smakiem jest wanilia, a wszystkie inne smaki były dodawane na wierzch wanilii. I powiedział, że dopiero w pewnym momencie swojej młodości odkrył, że wanilia sama w sobie jest smakiem i to bardzo złożonym smakiem.
Otóż my na Zachodzie stworzyliśmy niezwykle złożony i bogaty smak. I spędziliśmy ostatnie lata udając, że nie mamy żadnego smaku lub że smak to coś, co tylko inni ludzie nam przynoszą. I jest to oczywiście kompletnie błędne, ale to było coś, co mówiliśmy więcej niż jednemu pokoleniu młodych ludzi na Zachodzie. Mówiliśmy im, że tak naprawdę nie mamy nic zbyt wielkiego, albo jeśli mamy, to nie powinniśmy o tym za dużo mówić. I wierzę, że jest to kompletnie błędne, ponieważ to, co mamy w miastach takich jak to, zaledwie kawałek drogi stąd, i w miastach Europy i Zachodu, to największa cywilizacja, jaką znał świat. I mamy wybór, mamy wybór albo żyć na zgliszczach, albo je odbudować.
Istnieją miasta w Europie – mam na myśli Budapeszt czy wiele niemieckich miast – gdzie panuje przekonanie, że można przywrócić piękno architekturze miejskiej. Że ludzie nie muszą błąkać się jak zagubione dusze po zgliszczach Wschodniego Londynu, szukając sensu wśród budynków, które zdają się mówić: "jesteś nikim, nie masz znaczenia". Mamy szansę odbudować nie tylko architekturę, ale także system edukacji. Chodzi o to, by nasza kultura nie była tylko przedmiotem dyskusji, ale też aktywnego tworzenia. By ludzie zrozumieli, że nasza kultura to nie tylko dziedzictwo, które należy czcić, ale żywa tkanka, do której młodzi ludzie mogą wnosić swój wkład. By pojąć dialog i poezję ludzkości. By zrozumieć, że wielkość Mozarta nie wyklucza możliwości budowania na jego fundamentach. Że majestat wielkich budowli nie oznacza, że nie można ich rozwijać i uzupełniać.
W tej erze rekonstrukcji wzywam, by naszym wielkim zadaniem nie było jedynie dążenie do innowacji, ale odzyskanie naszego dziedzictwa. Odważne przyznanie, że kochamy naszą cywilizację i że każdy, kto chce dołączyć do nas w jej docenianiu, jest mile widziany. A jeśli ktoś nie chce uczestniczyć w tym przedsięwzięciu – cóż, świat jest wystarczająco duży dla wszystkich. Wielbiciele T.S. Eliota [przyp.tłum.: angielsko-amerykański poeta, dramaturg i krytyk literacki] cenią go między innymi za przekonanie, które nam przekazał i wciąż przekazuje – że cywilizację można uratować nawet w jedenastej godzinie. Jednak nawet tutaj, w tej sali, chciałbym powiedzieć, że istnieje jeszcze inna możliwość, wskazywana przez filozofów takich jak Leo Strauss [przyp.tłum.: niemiecko-amerykański filozof polityczny] i inni. To przekonanie, że cywilizację można odbudować nawet po dwunastej, w najbardziej niesprzyjających okolicznościach, a co szczególnie istotne dzisiaj – nawet w najbardziej nieprawdopodobnych miejscach. Dziękuję.